Jedni lubią dzieci, a drudzy mają do nich wstręt. Ale z doświadczenia (nie mojego, lecz przyjaciółki) wiem, że takie podejście może się zmienić choćby przez jakąś pracę z dzieciakami. Swoją błyskotliwością, bezpośredniością, doskonałym wyczuciu czasu i umiejętnego używana danych słów do sytuacji wywołują u dorosłych uśmiech na twarzy.
Miało być zawsze o fotografii i tak dalej, ale dzisiaj pokusiłam się o napisaniu o książce. I to nie byle jakiej książce. Jest ona autorstwa Martyny Wojciechowskiej, którą ja osobiście uwielbiam i mam prawie wszystkie jej "wypociny". Nawiązuje dzisiaj do "Dzieciaków świata".
Martyna chciała stworzyć na podstawie swoich podróży książkę, którą skieruje do dzieci. Tą pozycją zdecydowanie jej się udało trafić do maluchów. Publikacja ta powstała przy pomocy jej córki Marysi. Możemy już na samym początku przeczytać "Tę książkę pisałam z moją mamą Martyną. To znaczy mama pisała... A potem czytała mi i ja mówiłam, co mi się podoba, a co nie. I zrobiłam ilustracje!" Ja po lekturze zakochałam się bardzo w publikacji. Zdecydowanie ją polecam zarówno małym dzieciom, jak i tym dużym. Bo przecież każdy z nas ma w sobie coś z dzieciaka :).
Martyna opisuje w swojej książce pięcioro zupełnie innych maluchów. Pojawia się Zuzu z plemienia Himba, Lien z zatoki Ha Long, Matina, która jest żywą boginą Nepalu (o niej nawet opowiadała Martyna w "Kobiecie na krańcu świata"), Mebratu - pucybut z Etiopii oraz Mali, dziewczynka, która chciała zostać żyrafą. Kolorowe strony przykuwają wzrok dzieci i powodują ogromne zainteresowanie historiami, które są opowiedziane.
Dzisiaj troszkę inaczej niż zwykle. Ale to przez to, że mamy Dzień Dziecka, w sumie już dobiega końca, ale tematyka - jak najbardziej na miejscu. Życzę wszystkim, bez względu na wiek, wszystkiego dobrego i duuuuuuuuuuuuużo uśmiechu na twarzy i samych pogodnych dni :).
Źródła:
http://ecsmedia.pl/c/dzieciaki-swiata-b-iext22287846.jpg
Miało być zawsze o fotografii i tak dalej, ale dzisiaj pokusiłam się o napisaniu o książce. I to nie byle jakiej książce. Jest ona autorstwa Martyny Wojciechowskiej, którą ja osobiście uwielbiam i mam prawie wszystkie jej "wypociny". Nawiązuje dzisiaj do "Dzieciaków świata".
Martyna chciała stworzyć na podstawie swoich podróży książkę, którą skieruje do dzieci. Tą pozycją zdecydowanie jej się udało trafić do maluchów. Publikacja ta powstała przy pomocy jej córki Marysi. Możemy już na samym początku przeczytać "Tę książkę pisałam z moją mamą Martyną. To znaczy mama pisała... A potem czytała mi i ja mówiłam, co mi się podoba, a co nie. I zrobiłam ilustracje!" Ja po lekturze zakochałam się bardzo w publikacji. Zdecydowanie ją polecam zarówno małym dzieciom, jak i tym dużym. Bo przecież każdy z nas ma w sobie coś z dzieciaka :).
Martyna opisuje w swojej książce pięcioro zupełnie innych maluchów. Pojawia się Zuzu z plemienia Himba, Lien z zatoki Ha Long, Matina, która jest żywą boginą Nepalu (o niej nawet opowiadała Martyna w "Kobiecie na krańcu świata"), Mebratu - pucybut z Etiopii oraz Mali, dziewczynka, która chciała zostać żyrafą. Kolorowe strony przykuwają wzrok dzieci i powodują ogromne zainteresowanie historiami, które są opowiedziane.
Dzisiaj troszkę inaczej niż zwykle. Ale to przez to, że mamy Dzień Dziecka, w sumie już dobiega końca, ale tematyka - jak najbardziej na miejscu. Życzę wszystkim, bez względu na wiek, wszystkiego dobrego i duuuuuuuuuuuuużo uśmiechu na twarzy i samych pogodnych dni :).
Źródła:
http://ecsmedia.pl/c/dzieciaki-swiata-b-iext22287846.jpg
Komentarze
Prześlij komentarz