Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z czerwiec, 2014

29. Koty, koty, koty...

Jak byłam w podstawówce wiedziałam wszystko o gepardach, lampartach, pumach etc. Każdego kota drapieżnego potrafiłam dokładnie scharakteryzować. Oglądałam każdy możliwy program na Animal Planet, który był im poświęcony. W nocy o północy mogłam powiedzieć wszystko co wiem. Na półce miałam segregator ze zdjęciami, notatkami, opisami kotów. To była taka mała moja zajawka, która z czasem niestety się gdzieś ulotniła. Segregator został, ale wiedza uciekła i musiałabym sobie wszystko teraz przypominać o każdym kocie co, jak, kiedy i dlaczego. Nadal je lubię, ale już nie w takim stopniu, jak kiedyś. Marzył mi się zawsze kot w moim mieszkaniu, ale teraz chcę mieć psa. Koty są ponoć fałszywe, wredne i niektóre same się rzucają pod koła samochód (z życia wzięte...). Czasami w moim mieście odbywa się wystawa kotów rasowych. 2011 rok, kwiecień, moja mama wyciąga mnie, mojego tatę i moją siostrę na taką właśnie wystawę. Mi się cholernie nie chciało iść, a jak już mnie mama w końcu namówiła to jes

28. By odzyskać zasięg.

Amerykanin John Stanmeyer to autor najlepszego zdjęcia 2013 roku. Przedstawia ono stojących w świetle księżyca emigrantów afrykańskich na plaży w Dżibuti. Jest to punkt tranzytowy dla emigrantów z Somalii, Erytrei czy Etiopii. Kierują oni swoje telefony komórkowe "do nieba" poszukując zasięgu. Jak wyjaśnia agencja Associated Press: "Sygnał telefonii komórkowej w graniczącej z Dżibutu Somalią jest tańszy i emigranci mają nadzieję na wysłanie lub otrzymanie wiadomości od krewnych za granicą.   Stanmeyer, urodził się w Illinois w USA. Relacjonował on np. zniszczenia po szalejącym tsunami w Azji, wojnę domową w Sudanie. Według strony internetowej fotografa wynika, że w obrębie jego zainteresowań znajdują się społeczne niesprawiedliwości, prawa człowieka, ubóstwo. Amerykanin z agencji "VII Photo Agency" pracował również dla prestiżowego magazynu, jakim jest "National Geographic". Pięknymi słowami opisała to zdjęcie Jillian Edelstein, członkini ju

27. Dzień dziecka.

Jedni lubią dzieci, a drudzy mają do nich wstręt. Ale z doświadczenia (nie mojego, lecz przyjaciółki) wiem, że takie podejście może się zmienić choćby przez jakąś pracę z dzieciakami. Swoją błyskotliwością, bezpośredniością, doskonałym wyczuciu czasu i umiejętnego używana danych słów do sytuacji wywołują u dorosłych uśmiech na twarzy. Miało być zawsze o fotografii i tak dalej, ale dzisiaj pokusiłam się o napisaniu o książce. I to nie byle jakiej książce. Jest ona autorstwa Martyny Wojciechowskiej, którą ja osobiście uwielbiam i mam prawie wszystkie jej "wypociny". Nawiązuje dzisiaj do "Dzieciaków świata". Martyna chciała stworzyć na podstawie swoich podróży książkę, którą skieruje do dzieci. Tą pozycją zdecydowanie jej się udało trafić do maluchów. Publikacja ta powstała przy pomocy jej córki Marysi. Możemy już na samym początku przeczytać "Tę książkę pisałam z moją mamą Martyną. To znaczy mama pisała... A potem czytała mi i ja mówiłam, co mi się podoba,